Dzisiaj znowu trochę rozważań. Ostatnio pisałam o tym, jaka według mnie jest (a przynajmniej powinna być) rola jadłospisu podczas zmiany nawyków żywieniowych.
Przedstawiłam moje podejście i pogląd na to, jak powinien wyglądać jadłospis, który ma pomóc w trwałej zmianie nawyków, zamiast być jedynie chwilową “dietą”, po której z utęsknieniem i zmęczeniem wraca się do starych zwyczajów.
Zebrałam też argumenty, które przemawiają za skorzystaniem z jadłospisu jako narzędzia - opisałam sytuacje, kiedy i w jakich sytuacjach jadłospis może pomóc podczas zmiany nawyków żywieniowych.
Tym razem przyjrzę się temu zagadnieniu z innej strony. Poszukam potencjalnych wad i pułapek, które mogą się wiązać ze stosowaniem jadłospisu, oraz okoliczności, w których te wady rzeczywiście mogą być zauważalne i stanowić przeszkodę.
Jedną z takich okoliczności na pewno jest sytuacja, kiedy współpraca z dietetykiem postrzegana jest jako tymczasowa dieta i brakuje nastawienia na trwałe zmiany (taką postawę może mieć zarówno dietetyk, jak i osoba, która do dietetyka się zwraca).
Dieta, którą zwyczajowo już postrzega się jako tymczasowe pasmo nieszczęść i wyrzeczeń, które to dzięki poświęceniu oraz wielkim wysiłkom ma doprowadzić do upragnionego celu. Przez ciernie do gwiazd.
“Dieta na chwilę” - takie podejście pomija już na wstępie najważniejszy aspekt - czyli co będzie po diecie, co będzie później, co będzie, kiedy na wadze pojawią się już upragnione cyfry. Przecież nikt nie chce kolejnego efektu jojo. Ale właśnie takie konsekwencje niesie przecież podejście “dieta na chwilę”.
I żeby była jasność - ja tutaj nie mam zamiaru krytykować ani oceniać osób, które takie podejście mają.
Chcę za to krytykować stereotypy - przecież takiego sposobu myślenia zostaliśmy nauczeni, ba! jesteśmy uczeni na co dzień.
Przykład? Jak często słyszysz lub widzisz reklamy suplementów odchudzających, gdzie to mistyczne już odchudzanie przedstawiane jest jako katorga, jako niedobre jedzenie (sałata na talerzu i wykrzywiony smutny pan lub pani), jako głodówka… i za chwilę przejście do perswazyjnych tekstów “po co się głodzić, po co się męczyć, skoro można łyknąć tabletkę i osiągnąć efekt w tydzień zamiast w 3 miesiące?”
Ja to widzę i słyszę bardzo często w mediach, oczywiście widuję w gazetach, i prawie za każdym razem na popularnych stronach internetowych. Ale nie tylko.
Z racji mojego zawodu słucham historii moich pacjentów, znajomych. Wiele osób miało przecież przygody z odchudzaniem, z głodówkami, bo przecież wmawia się ludziom, że to jedynie głodówki lub specjalne diety pozwalają osiągnąć efekt, jakim jest piękna sylwetka. Uczy się nas, że istnieje gdzieś tam tajemnicza dieta-cud niczym jakieś czary, że istnieje sekret szczupłej sylwetki, dostępny tylko dla wybrańców.
To jest niesamowicie krzywdzące, że przestrzega się przed kilkoma miesiącami powolnego odchudzania tymczasem takie błędne koło chudnięcia i tycia, przyjmowania suplementów, głodówek... trwa latami. I nie prowadzi do celu.
Mała dygresja - tylko takie "powolne odchudzanie" jest efektywne i tylko chudnięcie około 0.5 - 1 kg na tydzień wiąże się z redukcją tkanki tłuszczowej - jeśli tempo jest szybsze, oznacza to, że tracisz wodę i mięśnie, ponieważ organizm ma limit spalania tkanki tłuszczowej. Im mniej tkanki mięśniowej jest w Twoim ciele, tym mniejsze zapotrzebowanie na energię... To jeden z mechanizmów efektu jojo.
A wiesz, co jest jeszcze bardziej niebezpieczne, niż przekonanie, że diety cud działają? Przekonanie, że specjalna dieta sprawi, że schudniesz 5 kg w 2 dni?
Otóż - takie przekonanie pociąga za sobą kolejne - wierzysz również w to, że skoro możesz w 2 dni 5 kg schudnąć, możesz i te 5 kg w 2 dni przytyć.
Że raz zjesz ciastko lub choćby większy obiad w niedzielę u babci i cała “dieta” zaprzepaszczona…. przez takie przekonania powstaje i napędza się błędne koło głodowanie - objadanie, i wcale się nie dziwię, że wtedy człowiek trzyma się postanowień, tego poświęcenia, tych wyrzeczeń do pewnego momentu.
A później jest kostka czekolady, nad którą zastanawiasz się trzy dni, która śni się po nocach...wreszcie po nią sięgasz...i tama pęka.
A człowiek wpada w błędne koło, bo zajada wyrzuty sumienia spowodowane właśnie jedzeniem, złamaniem zasad “diety”.
To nie jest zdrowa relacja z jedzeniem. To nie jest podejście, które pozwoli zaprzyjaźnić z jedzeniem, zaprzyjaźnić z samym/samą sobą i nie mieć już wyrzutów sumienia, kiedy od czasu do czasu zje się coś z kategorii produktów niewskazanych czy zakazanych.
“Dieta na chwilę” to nie jest też podejście, które poprowadzi do trwałej zmiany. Bo kto chce być przez całe życie na takiej diecie, jaką właśnie opisałam? Kto chce się bać “zakazanych” produktów (nawiasem mówiąc - co popularna “dieta” to inne zakazane produkty) a jednocześnie po kryjomu o nich marzyć?
Dlaczego to piszę? Ponieważ takie stereotypy prowadzą także i dalej - kiedy zaczynasz stosować jadłospis, choćby racjonalny jadłospis od dietetyka... podświadomie zaczynasz traktować ten jadłospis jak kolejną dietę.
Dietę cud, dietę czarodziejską, która działa tylko i wyłącznie wtedy, jeśli stosujesz się do wszystkich zaleceń - nie masz prawa wymieniać produktów, nie masz prawa robić choćby najmniejszych odstępstw, bo inaczej - sorry, zawaliłaś, jesteś sama sobie winna, jesteś beznadziejna, i nie zasługujesz na bycie szczupłą (a przecież każdy powinien stawiać sobie bycie szczupłym za cel, prawda?).
Bo żeby osiągnąć cel, trzeba sobie na niego zapracować, Najlepiej ciężko, żeby być całkowicie pewną, że zasługujesz na nagrodę (taaak, przeglądałam i przeglądam takie książki, poradniki i artykuły w internecie).
Nieodpowiednio przeprowadzony proces zmiany, który nastawiony jest tylko na działanie tu i teraz, który nie podejmuje tego trudnego tematu “co będzie po diecie” kończy się zawsze tym samym - człowiek wraca na stare tory, bo przecież nie da się być na “diecie” przez całe życie. W dodatku “dieta” z samej (stereotypowej) definicji zakłada tylko chwilowe postępowanie.
I taki zdrowy styl jedzenia może być różnorodny, u każdego wyglądać trochę inaczej - w zależności od tego, co kto lubi jeść i jakie posiłki przygotowywać. Zasadnicza różnica między stereotypowym pojęciem "diety" a zdrowym stylem życia jest natomiast taka, że nikt nie mówi tutaj o głodówkach, tylko o jedzeniu.
Jakie jest więc prawidłowe podejście we współpracy nastawionej na trwałe efekty? Ano na trwałą zmianę stylu jedzenia. Trwałą, co nie znaczy, że wszystko trzeba robić na raz, że trzeba wywracać życie do góry nogami. Więcej warte są zmiany wprowadzane powoli i stopniowo ale jednocześnie takie, które mają szansę zostać na stałe.
W przeciwnym razie, czyli wtedy, kiedy to jadłospis i przestrzeganie “diety” staje się tym najważniejszym celem - na osobę będącą na “diecie” czeka niestety wiele pułapek.
Wtedy też rzeczywiście możemy mówić o związanych ze stosowaniem jadłospisu wadach, nawet jeśli jest on “szyty na miarę” czyli ułożony indywidualnie i uwzględnia nie tylko stan zdrowia ale też styl życia i preferencje kulinarne.
Jakie to mogą być wady i pułapki?
Już sama świadomość, że dokonujesz decyzji o zmianach w swoim sposobie jedzenia, a następnie wprowadzanie tych zmian bywa dla wielu osób dużym stresem, a przynajmniej niezbyt komfortową sytuacją. Z wielu powodów. Jednym z takich powodów jest sam fakt, że musisz się pilnować. A ciągłe pilnowanie się to duży wysiłek.
Z drugiej strony - bez wskazówek, które pomogą np. wymieniać produkty jadłospis staje się wrogiem zamiast przyjacielem - mamy tylko zestaw nakazów i zakazów, bez możliwości ich modyfikacji i odrobiny swobody.
Ważną kwestią jest tutaj też wiedza na temat tego, jak zamieniać produkty między sobą, co robić w niecodziennych sytuacjach (wyjazdy, imprezy) oraz wskazówki, jak samodzielnie komponować posiłki.
No bo jak tu się nie denerwować, kiedy się okazuje, że w sklepie brakuje produktu, który masz zjeść jako składnik dzisiejszej kolacji, a Ty jesteś zmęczona po pracy lub po prostu nie chce ci się jechać do kolejnego sklepu w poszukiwaniu jednego brakującego produktu.
Również z tego samego powodu dla innych osób jadłospis będzie stanowił dodatkowe obciążenie i poziom stresu - jako kolejny zbiór zasad do przestrzegania.
Dlatego właśnie jadłospis potrzebuje komentarza i omówienia ze strony dietetyka - jak wymieniać między sobą produkty, jak postępować w niecodziennych sytuacjach.
Kluczem jest też właściwe zrozumienie roli jadłospisu - powinien być postrzegany jako narzędzie, które ma pomagać, a nie wprowadzać reżim.
Bo reżim nie tylko zwiększa poziom stresu ale również wywołuje zupełnie naturalną potrzebę wyrwania się spod jarzma nakazów i zakazów - tym sposobem przechodzimy do kolejnego punktu.
Z góry "narzucony" plan może nie tylko dawać subiektywne poczucie ograniczenia ale ograniczać też w dosłownym sensie. Bo jeśli nie masz wskazówek, jak jedne produkty zamieniać w razie potrzeby na inne, to nagle się okazuje, że jadłospis rzeczywiście ogranicza do produktów i posiłków, które są w nim uwzględnione.
Do tego dochodzą niecodzienne sytuacje, wyjazdy czy choćby zwykła ochota na odmianę.
Poczucie ograniczenia (lub rzeczywiste ograniczenie ;) opisane powyżej wiąże się bardzo często z zachciankami na produkty zakazane, bo jakżeby inaczej.
To całkowicie naturalne - nasza wolność jest ograniczona, więc naturalnie dążymy do tego, żeby tą wolność odzyskać.
Albo po prostu widząc produkty z zakazanej listy najzwyczajniej w świecie przypominamy sobie o nich.
Przykład wszystkim znany - co zobaczysz (oczyma wyobraźni oczywiście ;) kiedy powiem - NIE myśl o słoniu? Oczywiście słonia.
Analogiczna sytuacja - na co masz ochotę, albo przynajmniej - co staje Ci przed oczami, kiedy widzisz "zakazaną listę", gdzie masz wypunktowane wszystkie te słodkości i pyszności?
To całkiem naturalne, że masz ochotę na wszystko, choć przed chwilą jeszcze żaden z tych produktów nie przyszedł by Ci na myśl.
A przecież można ustalić z dietetykiem z góry drobne odstępstwa, poszukać zamienników i wpisać je nawet na co dzień do planu żywieniowego. Przy nastawieniu na trwałe zmiany takie działania są na porządku dziennym, bo przy takiej postawie nikt nie zakłada, że trzeba całkowicie i na zawsze wyeliminować konkretne produkty.
A kiedy masz świadomość, że od czasu do czasu zjesz ulubiony produkt, znika nagle potrzeba, żeby mieć go tu i teraz.
Postawa "wszystko albo nic" wiąże się z całkowitym przetrzeganiem zbioru zasad, czyli w naszym przykładzie - jadłospisu lub całkowitą z niego rezygnacją zaraz po tym, jak samodzielnie wprowadzimy jakąś małą zmianę.
Z drugiej strony - zbiór nakazów i zakazów i wynikające z tego poczucie ograniczenia aż się prosi, żeby takie "mimowolne" odstępstwa prowokować.
Niestety, takie sytuacje, po chwili radości i poczucia wolności, prowadzą do wyrzutów sumienia, bo przecież znowu "trzeba zaczynać od nowa".
A jest przecież całkiem sporo osób, które te wyrzuty sumienia i stres będą... zajadać.
Jeśli w trakcie stosowania jadłospisu nie uczysz się równocześnie tego, jak w zależności od potrzeb i sytuacji najpierw modyfikować, a następnie komponować posiłki samodzielnie - co będzie, kiedy jadłospis się skończy a współpraca z dietetykiem dobiegnie końca?
Prawda - jadłospis można powtarzać, ale przecież nikt chyba nie chce powtarzać jednego jadłospisu bez końca. Albo wpadać z jednej skrajności w drugą - od ścisłego stosowania jadłospisu przez kilka tygodni po to, żeby później wracać na stare tory i w tym czasie znowu bić się z myślami, że trzeba w końcu wrócić do jadłospisu.
To ten sam mechanizm, który widać przy stosowaniu diet odchudzających, zazwyczaj restrykcyjnych, morderczych treningów, no bo przecież jak nie boli, to się nie liczy (i znowu - ten ból, to poświęcenie jako nieodłączne skojarzenie z odchudzaniem, niestety często też ze zdrowym stylem życia).
Żeby było zdrowo na co dzień,a przy tym bezboleśnie - niezbędna jest edukacja i zmiana nawyków, nie dieta na chwilę.
PODSUMOWANIE
Jeśli jadłospis i bycie na diecie jest dla nas celem samym w sobie, z definicji “tymczasową dietą” - takie podejście może wiązać się ze skutkiem przeciwnym do zamierzonego, a jadłospis może wywoływać poczucie ograniczenia, ryzyko rozwoju czy powielania postawy “wszystko albo nic”.
Nastawienie na ścisłe przetrzeganie posiłków z jadłospisu wiąże się też z bierną postawą, brakiem aktywności i samodzielności. Tymczasem niezbędna jest aktywna postawa, dzięki której uczymy się samodzielnie komponować posiłki lub modyfikować te z jadłospisu.
Podejmuj inicjatywę - twórz własne wersje posiłków, zamieniaj produkty, odkrywaj nowe smaki, próbuj komponować posiłki i edukuj się samodzielnie oraz z pomocą dietetyka - taka postawa sprzyja utrwaleniu nawyków.
Aktywna postawa w trakcie współpracy z dietetykiem zwiększy też Twój poziom motywacji i pewność siebie, sprawi, że łatwiej Ci będzie samodzielnie kontynuować zdrowe odżywianie i utrzymywać efekty także po zakończeniu współpracy - zarówno te związane z sylwetką jak i ze zdrowiem.
Przy prawidłowym podejściu - czyli przy zdrowym podejściu do zdrowego stylu życia… jadłospisów nie trzeba się bać. Można przecież traktować jadłospis jako narzędzie, drogowskaz, który ma pomagać w podejmowaniu działań i zmianie nawyków.
To nie "dieta", to nie przestrzeganie jadłospisu przez kilka miesięcy jest celem samym w sobie. Celem są przecież zmiany, prawda? A trwałe zmiany (i efekty) będą, kiedy na trwałe zmienisz nawyki, nie ma w tym żadnej magii, żadnego sekretu.
A to naprawdę cudowna informacja!
Najnowsze
w tej kategorii:
Bądźmy w kontakcie
Copyright 2020 bielkadietetyk.pl
Wszystkie prawa zastrzeżone